poniedziałek, 7 lipca 2014

That is the case

Pisałam w zeszłym miesiącu o panu z telewizji, który mówi, że "ktoś zrobił mu dzień" a dziś usłyszałam z ekranu równie "piękną" polszczyznę. Tym razem chodzi o panią, która zna się na modzie i potrafi zmienić brzydkie kaczątko w łabędzia albo poczwarkę w motyla. Przychodzą do niej kobiety, które los ciężko doświadczył, a ona prowadzi je do fryzjera, kosmetyczki, wizażysty i tym podobnych, pomaga dobrać odpowiednie ciuchy . Na koniec "przeobrażone" patrzą w lustro, płaczą ze wzruszenia i rzucają się jej z wdzięczności na szyję. Działa trochę jak psychoterapeuta, prowadzi rozmowy, docieka w czym problem. Łatwo nie jest. Czasem musi się namęczyć aby cel osiągnąć
"To był bardzo trudny CASE" stwierdziła na zakończenie programu. Nie jestem profesorem Miodkiem, ale ręce mi opadają gdy słyszę podobne teksty. PO CO? NA CO? DLACZEGO?  Czy nie można powiedzieć:  TO BYŁ TRUDNY PRZYPADEK ?!.Widać nie, bo lepiej żeby ludzie wiedzieli, że angielskie słowa nie są nam obce.
Słowo CASE , jak to zwykle z angielskimi słowami bywa, ma "kilka" znaczeń:
wypadek, przypadek (chorobowy, gramatyczny). sprawa sądowa, proces, stan, sytuacja, warunki, skrzynia, skrzynka, paka, pudełko, szkatułka, futerał, etui, puzdro,kaseta, kasetka, koperta (zegarka), okno inspektowe, gablotka, oszklona szafka, neseser, pokrowiec, papierośnica, cygarnica, zapakować, zawinąć, włożyć do futerału, oprawić.....
Jest tego więcej, ale nie chce mi się już opisywać tego CASE...

1 komentarz:

  1. Mnie też ręce opadły, jak to przeczytałam..... nie wiem, może jest modnie, bardziej nowocześnie i europejsko wtrącać angielskie słowa? Ale przecież mogłabym zrozumieć, to - nie wnikając o co dokładnie chodzi - "To był bardzo trudny pokrowiec" (w nawiązaniu do ciuchów he he), albo "skrzynia" jeśli miała kobitka akurat figurę "skrzyniową"........
    Eh..... kiedyś do firmy, w której pracuję przyjechała pisarka z córką. Córka koło 21 lat, a matka amatorka pisarka, przedstawiała ją jako "promocję", bo na żadnym innym spotkaniu ona się nie pojawia, tylko u nas ..... bo na co dzień mieszka w Londynie~! Kiedy nastąpił moment zakupu książek i pamiątkowych wpisów, dziewczę zapomniało jak się pisze "marzenia" i zapytało mamusi (to lepiej niż napisać w BULU bez pytania) i to nie było nic zdrożnego. Zapomniała to pyta. Jednak mamusia zaczęła ją tłumaczyć, że "ona na co dzień mówi już tylko po angielsku....." Mówiła to z dumą! Tiaaaaaaaaaa
    Co do błędów językowych, to na Festiwalu Jazzowym zapowiadający zaprosił wszystkich "do sklepika" gdzie można kupić plakat i płyty...... tak, w stolicy, na Starym Mieście! Dobrze, że goście byli z USA to nie zauważyli błędu.
    ;) Takie buty....

    OdpowiedzUsuń